Dziś mija dokładnie dwa lata od mojego ostatniego wpisu na tym blogu...
Masakra, jak ten czas poleciał!
Pewnie dlatego, że bardzo wiele działo się w moim życiu.
Od tamtego czasu zdążyłam kilkakrotnie zmienić pracę i miejsce zamieszkania. Wiele innych spraw też zmieniało się jak w kalejdoskopie...
Kilka innych pozostało niezmienionych. Niestety nie zmieniają się te kłopotliwe. Ale nie wdepnęłam tutaj, żeby się użalać nad sobą albo rozpisywać na jakieś niepotrzebne tematy.
Jeśli ktokolwiek jeszcze tu czasem zagląda, być może pamięta TEN WPIS ... Dokładnie 17go października 2015go roku wyjechałam pod Warszawę. Mieszkałam tam prawie dwa lata. Dokładnie 7go lipca 2017go roku wróciłam do rodzinnej miejscowości z różnych, mniej lub bardziej ważnych i mniej lub bardziej zależnych ode mnie powodów. Były to dla mnie najcięższe i najbogatsze w naukę życiową i zawodową dwa długie lata. Pracowałam w różnych miejscach i na różnych stanowiskach, żeby przeżyć i mieć dach nad głową, od sprzątaczki po ochronę... Robiłam rzeczy fajne, jak organizacja imprez masowych i mniej fajne, a nawet niechlubne, ale o nich sza... Była to bardzo wyczerpująca lekcja pokory i cierpliwości. Oraz poznawanie siebie samej od nowa.
Można powiedzieć, że zaczynam od zera. Po raz kolejny w życiu. Właściwie to zaczynam nie od zera, ale od potężnego minusa. No jak szaleć to szaleć, nie?
Jeszcze przed wyjazdem z Miastka, przez ciąg złych decyzji wpakowałam się w poważne kłopoty. Wykorzystano moją ufność i wiarę w człowieka i zaciągnięto na mnie dość pokaźne zobowiązanie. Na dzień dzisiejszy wisi nade mną widmo spłaty kilkudziesięciu tysięcy, któych nigdy na oczy nie widziałam. Ale sprawdziłam różne możliwości i nie ucieknę od tego.
Mierząc mnie współczesną miarą, czyli "jesteś tym, na ile posiadasz majątku, rzeczy i zasobów materialnych", to jestem nikim i nie mam nic. Mierząc mnie miarą tego, co przeżyłam i relacji, jakie zawarłam i kontynuuję, jestem cholernie bogata... Zwłaszcza w doświadczenie ;P
Podnoszę się z kolan. Nie jest to łatwe ani przyjemne. Wolałabym chyba mieć obity dziób i posiniaczone ciało. Bo fizyczne urazy się zgoją szybko. Najtrudniej walczy się z ranami duszy. I cholernie ciężko odzyskuje się straconą wolę walki. Ale się da. Wierzę w to.
Dlatego im ciemniej w duszy, tym szerszy uśmiech na twarzy. Dlatego też właśnie dziś postanowiłam odezwać się tutaj, nawet jeśli nikt tego nie przeczyta. Bo chcę wstać, bo chcę znowu żyć, chcę zawalczyć o lepsze jutro i o to, by jutro być lepszym człowiekiem niż jestem dziś.
Masakra, jak ten czas poleciał!
Pewnie dlatego, że bardzo wiele działo się w moim życiu.
Od tamtego czasu zdążyłam kilkakrotnie zmienić pracę i miejsce zamieszkania. Wiele innych spraw też zmieniało się jak w kalejdoskopie...
Kilka innych pozostało niezmienionych. Niestety nie zmieniają się te kłopotliwe. Ale nie wdepnęłam tutaj, żeby się użalać nad sobą albo rozpisywać na jakieś niepotrzebne tematy.
Jeśli ktokolwiek jeszcze tu czasem zagląda, być może pamięta TEN WPIS ... Dokładnie 17go października 2015go roku wyjechałam pod Warszawę. Mieszkałam tam prawie dwa lata. Dokładnie 7go lipca 2017go roku wróciłam do rodzinnej miejscowości z różnych, mniej lub bardziej ważnych i mniej lub bardziej zależnych ode mnie powodów. Były to dla mnie najcięższe i najbogatsze w naukę życiową i zawodową dwa długie lata. Pracowałam w różnych miejscach i na różnych stanowiskach, żeby przeżyć i mieć dach nad głową, od sprzątaczki po ochronę... Robiłam rzeczy fajne, jak organizacja imprez masowych i mniej fajne, a nawet niechlubne, ale o nich sza... Była to bardzo wyczerpująca lekcja pokory i cierpliwości. Oraz poznawanie siebie samej od nowa.
Można powiedzieć, że zaczynam od zera. Po raz kolejny w życiu. Właściwie to zaczynam nie od zera, ale od potężnego minusa. No jak szaleć to szaleć, nie?
Jeszcze przed wyjazdem z Miastka, przez ciąg złych decyzji wpakowałam się w poważne kłopoty. Wykorzystano moją ufność i wiarę w człowieka i zaciągnięto na mnie dość pokaźne zobowiązanie. Na dzień dzisiejszy wisi nade mną widmo spłaty kilkudziesięciu tysięcy, któych nigdy na oczy nie widziałam. Ale sprawdziłam różne możliwości i nie ucieknę od tego.
Mierząc mnie współczesną miarą, czyli "jesteś tym, na ile posiadasz majątku, rzeczy i zasobów materialnych", to jestem nikim i nie mam nic. Mierząc mnie miarą tego, co przeżyłam i relacji, jakie zawarłam i kontynuuję, jestem cholernie bogata... Zwłaszcza w doświadczenie ;P
Podnoszę się z kolan. Nie jest to łatwe ani przyjemne. Wolałabym chyba mieć obity dziób i posiniaczone ciało. Bo fizyczne urazy się zgoją szybko. Najtrudniej walczy się z ranami duszy. I cholernie ciężko odzyskuje się straconą wolę walki. Ale się da. Wierzę w to.
Dlatego im ciemniej w duszy, tym szerszy uśmiech na twarzy. Dlatego też właśnie dziś postanowiłam odezwać się tutaj, nawet jeśli nikt tego nie przeczyta. Bo chcę wstać, bo chcę znowu żyć, chcę zawalczyć o lepsze jutro i o to, by jutro być lepszym człowiekiem niż jestem dziś.
A to moja "Nowa Nadzieja" ;)
Cha! Przeczytałam! :D powodzenia i całusy z Łodzi :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń