Drogi pamiętniku!
Nagromadzenie niesprzyjających zdarzeń dobiło szczytu.
Zaskakujące pisma i tytuły wykonawcze, o których nie wiedziałam, od komornika, konieczność natychmiastowego pisania odwołań do sądu, nagle objawiająca się w nocy astma i wizyta na pogotowiu, tona nowych leków, zarywanie godzin pracy, pismo ze skarbówki i jeszcze kilka innych to nie wszystko, na co było stać los.
Wczoraj, wychodząc ze sklepu wielkopowierzchniowego jednej z bardziej popularnych sieci w moich okolicach skręciłam kostkę. Szłam do auta trzymając kartonik z zakupami i nie zauważyłam wielkiej dziury w polbruku, który pokrywa parking. Upadając poczułam tak wielki i rozrywający ból, że łzy poleciały nieomal od razu równocześnie z krzykiem. Aż się ludzie w innych autach przestraszyli. Mimo bólu instynkt zadziałał i jeszcze siedząc na ziemi przy aucie zadzwoniłam po pomoc. Tak wylądowałam znowu na pogotowiu.
Noga w szynie gipsowej na dwa tygodnie i leki przeciwzakrzepowe w zastrzykach do samodzielnego wstrzykiwania. Super.
Do tego wieczorem ból gardła, katar niemiłosierny, aż łzy z oczu lecą - przeziębienie. I jako wisienka na torcie ból brzucha i niestrawność. No kombo.
Wymęczona psychicznie i fizycznie ledwo się ogarnęłam przed spaniem.
I wiecie co sobie pomyślałam po przebudzeniu dzisiaj?
Idzie coś dobrego!
Przecież udało mi się wszystkie pisma powysyłać i pozanosić, gdzie trzeba, zanim mnie dopadło to fatum! Do tego najprzystojniejszy i najwspanialszy pod słońcem mężczyzna nosił mnie na rękach, a teraz się mną opiekuje!
Jak nic, sprawy ruszą torem pomyślnym dla mnie.
Tak właśnie sobie myślę i wszystko, co mi dokucza, nie jest już takie straszne.
Dam radę. Bo jak nie ja, to kto?
Nagromadzenie niesprzyjających zdarzeń dobiło szczytu.
Zaskakujące pisma i tytuły wykonawcze, o których nie wiedziałam, od komornika, konieczność natychmiastowego pisania odwołań do sądu, nagle objawiająca się w nocy astma i wizyta na pogotowiu, tona nowych leków, zarywanie godzin pracy, pismo ze skarbówki i jeszcze kilka innych to nie wszystko, na co było stać los.
Wczoraj, wychodząc ze sklepu wielkopowierzchniowego jednej z bardziej popularnych sieci w moich okolicach skręciłam kostkę. Szłam do auta trzymając kartonik z zakupami i nie zauważyłam wielkiej dziury w polbruku, który pokrywa parking. Upadając poczułam tak wielki i rozrywający ból, że łzy poleciały nieomal od razu równocześnie z krzykiem. Aż się ludzie w innych autach przestraszyli. Mimo bólu instynkt zadziałał i jeszcze siedząc na ziemi przy aucie zadzwoniłam po pomoc. Tak wylądowałam znowu na pogotowiu.
Noga w szynie gipsowej na dwa tygodnie i leki przeciwzakrzepowe w zastrzykach do samodzielnego wstrzykiwania. Super.
Do tego wieczorem ból gardła, katar niemiłosierny, aż łzy z oczu lecą - przeziębienie. I jako wisienka na torcie ból brzucha i niestrawność. No kombo.
Wymęczona psychicznie i fizycznie ledwo się ogarnęłam przed spaniem.
I wiecie co sobie pomyślałam po przebudzeniu dzisiaj?
Idzie coś dobrego!
Przecież udało mi się wszystkie pisma powysyłać i pozanosić, gdzie trzeba, zanim mnie dopadło to fatum! Do tego najprzystojniejszy i najwspanialszy pod słońcem mężczyzna nosił mnie na rękach, a teraz się mną opiekuje!
Jak nic, sprawy ruszą torem pomyślnym dla mnie.
Tak właśnie sobie myślę i wszystko, co mi dokucza, nie jest już takie straszne.
Dam radę. Bo jak nie ja, to kto?
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do wymiany zdań, każda rozmowa czegoś uczy :)